środa, 9 października 2013

Rozdział 1

-No proszę was!Co może mi się stać w Miami?!-krzyknęłam zmęczona już tym przekonywaniem o pozwolenie na wyjazd na wakacje.
-Wszystko,masz 18 lat!Nawet nie!
-Będę mieć za parę dni!
-Trudno.Dopóki żyjesz pod naszym dachem i za nasze pieniądze,słuchasz się naszych zasad.-wtrącił tata.
-No błagam was!-jęknęłam.
-Hannah,byłabym najgorszą matką gdybym ci na to pozwoliła.
-Byłabyś najlepszą mamą świata!Proszę!-zrobiłam minę słodkiego szczeniaka.
-Z Beverly Hills do Miami wcale nie jest tak blisko.-powiedziała mama ciągnąc swoje.
-Proszę cię to jakieś 5 godzin jazdy,to w końcu na Florydzie!
-A rodzice Lucy?-zapytał ojciec.
-Zgodzili się!Zgódźcie się,proszę proszę proszę!-przedłużałam "r" przy każdym słowie.
Rodzice spojrzeli na siebie wzrokiem pełnym żalu.
-Dobrze,niech będzie.
-Dziękuję!-wrzasnęłam wręcz i pobiegłam do pokoju.
Nie mogę uwierzyć że po godzinnej rozmowie namówiłam ich.To będą najlepsze wakacje na świecie.Co może zepsuć wakacje,moją 18-nastkę,no i wyjazd do Miami?Nic!Wzięłam z szafki nocnej IPhona i wybrałam numer przyjaciółki.
-Zgodzili się!-krzyknęłam kiedy odebrała.
-Um...zaraz dam ci Lucy.-usłyszałam śmiech i chłopięcy głos.
Wybuchłam śmiechem.
-Sorry Roger.Muszę zapamiętać żeby poczekać aż usłyszę głos twojej siostry.
Roger to starszy o rok brat Lucy,jest wspaniałym chłopakiem,Lu oczywiście zawsze temu zaprzecza ale ja wiem swoje.Pięć lat temu wyznałam mu miłość.Przypominając sobie to zdarzenie wybuchłam śmiechem.Nie wyobrażam sobie teraz mnie i jego jako parę.
-Halo?-usłyszałam.
-Zgodzili się!-powiedziałam uradowana.
-To wspaniale!Kiedy wyjeżdżamy?
-Ale czym w końcu jedziemy?
-Mój tata mówi że jutro albo jak nie to za tydzień bo wyjeżdża w sprawie pracy i go nie będzie...
-Kiedy wolisz?
-Ja jutro,nie wiem jak ty?
-Ja też.
-To ja lecę się pakować.-pisnęła.
-Ja też!Do jutra!
-Do zobaczenia.-powiedziała i się rozłączyła.
Poinformowałam rodziców i wyjęłam z szafy dużą,różową walizkę.Otworzyłam ją i podeszłam do szafy myśląc co ze sobą zabrać.Wzięłam jakieś osiem koszulek na ramiączkach,dwie luźne z krótkim rękawkiem i jedną z długim,trzy pary szortów,leginssy,bluzę,japonki,koturny,kosmetyczkę,ręcznik...i to chyba wszystko.Jak mogłam zapomnieć!Strój kąpielowy!Wyciągnęłam z szuflady miętowe bikini i schowałam do środka walizki.Z trudem zapięłam ją i postawiłam koło drzwi.Poszłam do kuchni gdzie siedziała mama z tatą jedząc kolacje.Usiadłam na blacie.
-Jestem spakowana.-powiedziałam dumnie.
-To...dobrze.-uśmiechnęła się mama patrząc nadal na mnie troskliwie.
-Rodzice Lu na pewno was zawiozą?-zapytał tata.
-Jej tata...ym...jutro...-powiedziałam cicho ostatnie słowo.
Nie powiedziałam im że wyjeżdżamy jutro.
-Kiedy?-zapytała mama marszcząc czoło.
-No jutro...
-Czemu tak szybko?Od pięciu dni są wakacje a ty już się wybierasz do Miami.
Wywróciłam oczami.
-Lepsze to niż siedzieć w tym nudnym Beverly Hills.
-No dobra niech będzie.
-...nie zapomnieliście o czymś przypadkiem?-zaczęłam mówić bujając się na piętach.
-O czym?-zapytał zdezorientowany tata.
Potarłam kciukiem o wskazujący i środkowy palec pokazując znak pieniędzy.Rodzice westchnęli ciężko.
-No co?Nic za darmo nie ma.-zaśmiałam się.
Tata poszedł do swojego gabinetu i wrócił do mnie z portfelem.Wyciągnął parę banknotów i podał mi je.Pocałowałam go w policzek i licząc pieniądze wróciłam do swojego pokoju.Wystarczy mi na luzie.Wszystko załatwione,transport-jest,walizka-jest,obczajenie w jakim hotelu będziemy mieszkać-jest,dobra pogoda-zawsze jest,humor i energia-są.Wszystko będzie idealne.Przebrałam się w pidżamę i ponieważ była już godzina 22 a ja byłam zmęczona-poszłam spać.

_______________________________
Obudziły mnie promienie słońca dobijające się do mojego okna.Zamknęłam oczy i próbowałam ponownie zasnąć ale na marne.Zdenerwowana zrzuciłam z siebie kołdrę i wpół przytomna udałam się do łazienki.Spojrzałam w lustro przyglądając się moim podkrążonym,zmęczonym oczom.Cholera,to dzisiaj.Wytrzeszczyłam oczy z radości i odwróciłam się w biegu i....BAM!Wbiegłam w ścianę.Upadłam na ciepłe kafelki w łazience i jęknęłam łapiąc się za głowę.Siniak gwarantowany.Wstałam powoli i poszłam do kuchni.Mama siedziała przy stole popijając kawę i czytając gazetę a tata biegał po domu szukając swojej teczki.
-Jestem spóźniony,na razie!-krzyknął.
-Paaa.-rzuciłam.
Usiadłam przy stole.
-Co się stało?-zapytała mama wychylając się zza gazety.
-Nic.Dlaczego myślisz że coś się stało?-zmarszczyłam czoło.
-Jest po godzinie 8 a ty zawsze śpisz do 11 albo 12.
-To przez to zasrane słońce.-jęknęłam.
-Tego "zasranego słońca" w Miami będzie jeszcze więcej.
-Przeżyję.-uśmiechnęłam się sztucznie.
-O  której wyjeżdżacie?
-O 11 będzie po mnie będą.
-W porządku.
Wstałam z krzesła i wyciągnęłam z lodówki mleko.
-Pamiętaj,masz codziennie dzwonić,nie wyłączaj telefonu,nie rób nie wiadomo czego,nie chodź nie wiadomo gdzie i nie rozmawiaj z nie wiadomo kim...
-...nie jedz nie wiadomo czego blablabla...mamo wiem.-dokończyłam nasypując płatki kukurydziane do miski.
-Po prostu uważaj na siebie.-powiedziała.
-Mamo,mam 18 lat i nie jadę tam sama tylko z Lucy.
-Lucy cię nie ochroni przed niebezpieczeństwem.
-Może i nie ale jak mnie porwą to ją też.-poruszyłam zabawnie brwiami.
Zjadłam śniadanie i poszłam wziąść prysznic.Zimne kropelki spływały szybko po moim opalonym już przez te pięć dni wakacji ciele.Wytarłam się puszystym ręcznikiem i ubrałam krótkie spodenki i luźną koszulkę.Umyłam zęby i poszłam spakować ostatnie rzeczy.Zaścieliłam łóżko i położyłam się na nim.Czekałam z niecierpliwością na 11,nie mogłam wytrzymać i zadzwoniłam do Lucy.
-Hm?-usłyszałam po drugiej stronie mruknięcie mojej przyjaciółki jedzącej coś.
-Co robisz?-zapytałam głaszcząc mojego małego kota.
-Jem śniadanie i zaraz po ciebie będę.Jeszcze tylko spakuje parę rzeczy.-czułam jak się uśmiecha.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę!
-Ja też!
-Dobra to wżeraj to śniadanie a ja będę na ciebie czekać,jeszcze pół godziny do 11 więc spokojnie.-zaśmiałam się.
-Okej,buźka.-rozłączyła się.
Myślałam jak to wszystko będzie,usłyszałam trąbienie auta.Zerwałam się z łóżka i wzięłam moją walizkę i zrzuciłam ją ze schodów.
-Cholera jasna,Hannah co ty wyrabiasz?!-krzyknęła mama zatykając uszy.
-Ups...-zaśmiałam się.
Mama podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
-Kocham cię,uważaj na siebie.-pogładziła mnie po policzku.
-Jasne,też cię kocham!-wzięłam z podłogi walizkę i wyszłam z domu zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne.
Włożyłam do bagażnika samochodu bagaż i wsiadłam do tyłu gdzie siedziała już Lucy.
-Dzień dobry.-rzuciłam uśmiech jej tacie.
-Cześć.-powiedział,przyjaźnie się już z Lu 7 lat więc dobrze znam jej rodziców tak jak ona zna moich.
-Hej.-powiedziałam radośnie.
-Hej.-uśmiechnęła się szeroko dziewczyna.

____________________________
Jechaliśmy już dobre cztery godziny.Na szczęście jechaliśmy dość szybko więc wiatr wiał przez uchylone szyby.
-Daleko jeszcze?-zapytałam.
-Nie,jeszcze jakieś dwadzieścia minut.-odpowiedział mężczyzna.
-Uff.
Minęło piętnaście minut,ujrzałam duży biały hotel.Samochód zatrzymał się.
-No,jesteśmy.
Spojrzałam na Lucy w tej samej chwili kiedy ona na mnie.Przygryzłyśmy wargę i szybko wysiadłyśmy z samochodu.Moja przyjaciółka pożegnała się z tatą,podziękowałyśmy mu i wzięłyśmy swoje walizki.
-To pójdę wam wynająć apartament.-tata Lu zamknął drzwi od samochodu.
-Co?Nie!Same sobie poradzimy.-zaśmiała się.
-No dobrze w takim razie uważajcie na siebie.-powiedział i wsiadł do auta.
Podekstytowane weszłyśmy przez duże szklane drzwi do hotelu.Siedziała tam miła recepcjonistka która dała nam kartę do apartamentu.Nie wiem czy apartament jest dokładnym wyrażeniem tego.Miałyśmy jeden,duży pokój,kuchnię i łazienkę.Nie ważne.Otworzyłam drzwi i ujrzałam "niebo".Wszystko czyste,idealne,pokój z widokiem na plażę.Poszłyśmy się odświeżyć,poszłam pierwsza.Tak,zdecydowanie jestem w raju.Ubrałam bikini i założyłam inna bluzkę,na nogi wsunęłam szorty i włożyłam stopy w japonki.Lucy poszła do łazienki a ja wyszłam na balkon i podziwiałam piękną plażę...i chłopaków.Kiedy moja przyjaciółka wyszła z łazienki postanowiłyśmy nie czekać i udałyśmy się na plażę która była bardzo blisko.Zdjęłam z siebie koszulkę kiedy zauważyłam że wszyscy chodzą w tym mieście w strojach kąpielowych.Moja przyjaciółka zrobiła to samo.Dużo chłopaków uśmiechało się do nas,jeden nawet zagadał.
-Siema,jesteście nie stąd nie?-zapytał.
Spojrzałam na jego klatę i poczułam że się czerwienię kiedy to zauważył.
-Um...jesteśmy z Beverly Hills.-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Idziecie na imprezę?
-Jaką imprezę?-wtrąciła moja towarzyszka.
-Widzie tamto...coś?-chłopakowi zabrakło słów.
-To...-kurcze faktycznie trudno to nazwać,to było coś na wodzie,jakiś statek,jakiś...no nie wiem!
Był gorący DZIEŃ więc jaka impreza?
-Tam leci muzyka,jest bar,nawet kosz tam postawili.-zaśmiał się.
-Ile jest za wstęp?
-Nie wiem,właśnie tam idę.
-To...idziemy z tobą.
Podeszliśmy do dwóch ochroniarzy.Zapłaciliśmy im i weszliśmy na to...coś.Tego się nie da wytłumaczyć,to trzeba po prostu zobaczyć.Oparłyśmy się o barierkę i patrzałyśmy na idealnie niebieską wodę.Wtedy podszedł do nas ten sam chłopak z drinkami.
-O jej,nie trzeba było.-zaśmiałam się.
-Jestem Jack.-podał nam dłoń.
-Jestem Hannah.
-A ja Lucy.
Wypiliśmy po jednym kolorowym drinku który był cholernie smaczny i zimny.Podeszliśmy pod mini boisko,stanęliśmy z boku i patrzeliśmy na rozgrywającą się grę.Umięśnieni,przystojni chłopacy grający w kosza...wspaniały widok.Piłka odbiła się od kosza i wpadła do wody.
-Kurwa.-powiedział jeden z nich.
Podszedł do barierki,zdjął Supry i najzwyczajniej w świecie skoczył do wody po piłkę.Lucy zachciało się do łazienki więc Jack poszedł jej pokazać gdzie jest najbliższe WC.Chłopak wgramolił się na górę z piłką,kapała z niego woda.Patrzałam na niego z podziwem trzymając w buzi słomkę.
-Coś nie tak?-zapytał i zaśmiał się.
-Um...nie,tylko dziwie się że tak po prostu wskoczyłeś do wody nie znając głębokości.
-Umiem pływać.Chyba każdy umie.-rzucił mi łobuzerski uśmiech.
-Ja nie.-zaśmiałam się.
-Mogę cię nauczyć.-rzucił uśmiechnięty i potrząsnął głową żeby z jego włosów nie kapała już woda po czym ubrał buty.
-Jasne,będę czekać.-posłałam mu uśmiech i wróciłam do oglądania gry.
Ten chłopak wyróżniał się z tłumu,nie wiem tylko czym...

                                         Justin

Kiedy graliśmy zauważyłem śliczną dziewczynę,tak,chodzi mi o tą z którą właśnie rozmawiałem.Zszedłem na chwilę z mini boiska i poszedłem się napić.Do tajemniczej brunetki podszedł jakiś chłopak i czerwono włosa dziewczyna,nie,nie chodzi mi o jasny czerwony,mam na myśli jakiś ciemny różowy albo bordowy...cholera wie jakie miała włosy.Wiem że cały czas spoglądała na mnie tak jak ja na nią.Myślałem jakby tu do niej zgadać.Nigdy nie mam z tym problemu bo zazwyczaj to dziewczyna pierwsza zaczyna mnie podrywać ale ona była inna.Wyróżniała się z tłumu,tylko czym?

2 komentarze: